środa, 8 sierpnia 2018

''Biały robak - przynęta żywa, choć przez śmierć powstała''




Autor w towarzystwie gangu biały, uwięzionych w opakowaniu ;-)

Czytając tytuł można mieć nie lada rozterki. O co chodzi? Przynęta o której chciałbym napisać jest jak bumerang - ile to kroć odkładamy ją na bok to ona zawsze wraca na nasz hak i ratuje nasz wędkarski honor! Dość często stosowana przez zawodników spławikowych ale i również jest jedną z podstawowych przynęt wędkarzy bez względu na poziom zaawansowania. Można śmiało napisać a nawet trzeba że, nasza ''przynęta przez śmierć powstała'' jest w top trzy najskuteczniejszych przysmaków biało rybu na całym świecie!
Biały robak o którym mowa to również nieodzowny element w arsenale wędkarza feeder-owca.
Można by pisać w tym temacie kilka stron lecz ja postaram się wymienić kilka rzeczy na które warto zwrócić uwagę podczas stosowania białego '' potwora'' kiedy zasiadamy nad brzegiem wody z feederem w ręku.
....Niech to będzie artykuł w formie ''CIEKAWOSTEK''.......
Na pierwszym planie smakosz białych robaków.
FILM Z TEJ WYPRAWY ZNAJDZIECIE W TYM LINKU - https://www.youtube.com/watch?v=LnS4VxpQx60

Dość częste stosowanie białego dało mi do myślenia. Ile to razy łowiłem z kimś na tytułową przynętę praktycznie obok siebie i jeden z nas łowił rybę za rybę a drugi schodził o kiju. Jak to możliwe? Odpowiedz jest prosta. Chodzi o zapach! Środowiskiem naszych robaków jest ''gnijące mięso'' więc siłą rzeczy naturalny zapach larw nie należy do przyjemnych dla ludzi jak i dla ryb. W celu pozbycia się przykrej woni należało by ''wykąpać'' nasze robaki w wodzie z płynem do mycia naczynia a następnie wysuszyć np. w drobno mielonej bułce tartej. Kolejnym procesem jest przesianie całego ''towaru'' tak by do kolejnego pudełka trafił sam robak do którego dorzucamy np. dowolny atraktor lub zanętę i inne specyfiki przeznaczone do aromatyzowania naszego bohatera. Metod pozbycia się przykrej woni jest wiele lecz ja podałem najszybszą i najmniej skomplikowaną. Ilu z was robi kąpiel białym robakom ? Odpowiedzcie sobie sami...
Czasem wystarczy garś białych dorzuconych do gliny - bez zanęty!

Kolejny ważny aspekt choć z pewnością kontrowersyjny to najskuteczniejsza barwa naszego ''białego''. Wiem dziwnie to brzmi lecz chyba każdy wie, że na rynku mamy rożne kolory do wyboru. Dość dawno temu postanowiłem bardziej wnikliwie zaobserwować intensywność brań względem koloru. Moim zdaniem najskuteczniejszym kolorem w wędkarstwie jest...żółty – jeśli chodzi o przynęty. Przypomnijmy sobie jaką barwę ma ziarno kukurydzy, grochu oraz skuteczna na lina kostka ziemniaka. Wszystkie przynęty łączy jeden kolor czyli żółty! Stosując białe robaki pod różnymi barwami najlepsze wyniki miałem zawsze stosując te które było zabarwione na żółto, kolejne to białe a całą stawkę zamykał robaki w czerwonych barwach. Ważne! Kolor żółty był najskuteczniejszy w ciepłych miesiącach a z kolei wczesną wiosną, zimą oraz bardzo późną jesienią bez wątpienie kolor czerwony bił na łeb wszystkie inne. Na rynku mamy wiele różnych barwników z których możemy stworzyć swój ''odcień'' być może który będzie killerem i tajną bronią. Tylko komu chce się w to wszystko bawić kiedy można kupić gotowca? Zaobserwujcie który kolor jest u was najlepszy a być może okaże się, że kupujecie niepotrzebnie inne robaki w barwach, które w danym okresie nie robią dla was ''roboty''.
W handlu spotykamy robaczki w barwach naturalnych jak i i barwione na różne kolory.

Nasze białe robaki to dość ruchliwe larwy lecz czy w postaci żywej są skuteczniejsze niż martwe? Bardzo dużo czasu spędziłem nad wodą rzucając do wody żywe przynęty oraz martwe i wnioskuję, że jeśli chodzi o białe robaki skuteczniejsze są te które są ''nieruchliwe'' podane z zanętą i ''pełne wigoru'' podane na haku. Oczywiście nie ma reguły choć podany przykład sprawdzał mi się najlepiej to nie stronie również od podania w łowisko martwych robaczków z zanętą i martwych podanych na moim haczyku. Podsumował bym to w trzech punktach które obrazują połączenie tytułowej przynęty jeśli chodzi o zanętę i hak.
1.Martwe robaki w zanęcie + żywe na haku = bardzo dobre wynik lecz selekcja w tym przypadku nie zawsze skutkuje i możemy spodziewać się każdego rocznika biało rybu bez względu na gatunek.
2.Martwe robaki + martwe na haku = Dobre wyniki jeśli chodzi o większe sztuki, bardzo rzadko nieruchoma przynęta na haku lub jako dodateko do zanęty ściąga drobne ryby.
3.Żywe robaki + żywe na haku = szybkie rozproszenie ryb w łowisku oraz ściągnięcie drobnicy w obrębie naszego pola nęcenia.
4.Martwa pinka ( mniejszy kuzyn ''białego'' ) w zanęcie + żywy/martwy robak na haku = świetne połączenie wielkości podawanych robaków i wyróżnienie w łowisku swojej przynęty co często skutkuje dobrym wynikiem pod względem ogólnej wagi lecz selekcja nie jest tu ''prawie'' stu procentowa jak w punkcie 2.
Całkiem przyzwoity wynik. Na haczyku pęczek białych robaków.
FILM Z TEJ WYPRAWY ZNAJDZIECIE W TYM LINKU - https://www.youtube.com/watch?v=H9PY-GTfZDA&t


Białe robaki w całej okazałości.

Pewnego dnia podczas jazdy rowerem postanowiłem odpocząć siadając na stary pień. Po złapaniu kilku oddechów i przemierzeniu wzrokiem leśnego runa zaobserwowałem za odpadającą korą dziwne robaczki, które do złudzenia przypominały białe robaki w rozmiarze XXL. KORNIK, bo o nim mowa to świetna przynęta na wszelkie ryby spokojnego żeru. Niestety zapomniana i rzadko stosowana. Warto stosować robaki podane w łowisku w rożnej wielkości. Wyżej wymieniony Kornik to idealna alternatywa jeśli potrzebujemy coś większego niż tytułowy Dzikun. Może trochę odbiegłem od tematu lecz zauważcie podobieństwo obu robaków i wielkość która ich różni.
Hmmm..Większa przynęta to większa ryba?
Potrzebujecie coś większego od pinki? Biały!
Coś większego od białego? Kornik!

P.s.
A propo Dzikunów to to tak właśnie nazywają białego robaka mieszkańcy Mazur, zaś w zachodniej części kraju najczęściej usłyszymy nazwę ''Mada''.
Zwał jak zwał – nie ważne!
Ważne, że to jedna z lepszych przynęt skuteczna na całym świecie!


Tekst i foto. 

Wędkarstwo jest spoko! ;-)


niedziela, 1 lipca 2018

''Zanęta na leszcza domowym sposobem''


SIADAJĄC NAD BRZEGIEM JEZIORA, NIE RAZ MARZYŁEM O SPOTKANIU Z DUŻYM LESZCZEM - ZŁOTOBRUNATNYM KRÓLEM PODWODNEGO ŚWIATA.
DŁUGO OCZEKIWANE SPEŁNIENIE MARZEŃ NASTĄPIŁO PEWNEGO DNIA WRAZ Z KOLEJNYM ŚWITEM I WSYPANIEM DO WODY TYTUŁOWEJ
'' ZANĘTY NA LESZCZA DOMOWYM SPOSOBEM''.
W MOICH WYPRAWACH DO AKCJI WKROCZYŁY EMOCJE I POCZUCIE WĘDKARSKIEGO SPEŁNIENIA....OD TEGO CZASU LESZCZ TO DLA MNIE RYBA, KTÓRA SPRAWIA, ŻE W SZAREJ RZECZYWISTOŚCI ZAPOMINAM O CAŁYM ŚWIECIE. PODCZAS WIELU ZASIADEK Z DRGAJĄCĄ SZCZYTÓWKĄ ŚMIAŁO MOŻNA , A NAWET TRZEBA STWIERDZIĆ, ŻE KLUCZEM DO SUKCESU JEST PODANIE W LESZCZOWE MIEJSCE ODPOWIEDNIEJ ZANĘTY.
WŁAŚNIE O JEDNEJ Z TAKICH ZANĘT CHCĘ OPOWIEDZIEĆ.

P.S NIE DYSKRYMINUJE ZANĘT ''FIRMOWYCH'' - RÓWNIEŻ TAKIE UŻYWAM, LECZ ZASTOSOWANIE ''SWOJEGO TOWARU'' MA CZĘSTO MIEJSCE NA MOICH LESZCZOWYCH WYPRAWACH A PONIŻSZY OPIS TO TYLKO ''PRZYKŁAD'' DOBRANIA SIĘ DO WIĘKSZYCH I TRUDNIEJSZYCH LESZCZY.

Każda ryba złowiona na swój towar cieszy podwójnie!



Zasiadki na leszcze zaczynam wczesną wiosną i przerywam dopiero przed tarłem i ponownie uderzam po okresie tarłowym aby walczyć do późnej jesieni. Leszcz jest jedną z najpiękniejszych polskich ryb. Swoimi stadnym trybem życia dostarcza wędkarzowi mnóstwo emocji. Jednak te starsze, bardziej ostrożne roczniki trzymają się na uboczu i poruszają się swoimi ścieżkami, które warto zlokalizować i tam właśnie podać nasz ''towar''.
Leszcz i karp żyją najdłużej spośród wszystkich karpiowatych. Wiadomo stare wygi nie dadzą łatwo się oszukać i wymagają głębszej analizy i przemyśleń w temacie życia leszczowych dziadków. Te starsze o barwie złotobrunatnej, niezwykle sprytne i ostrożne wymagają z reguły starannego wyszukania łowiska , no i oczywiście odpowiedniego nęcenia.
Wraz z upływem kolejnych miesięcy nad wodą i analizą swoich wyników udało mi się stworzyć własną zanętę do popularnej metody, wykorzystując produktu nie koniecznie ze sklepów wędkarskich. A wydawało mi się to zawsze nie możliwe, dopóki na mojej wędce zameldował się pierwszy większy leszcz.

Leszcze można łowić feederem dość szybko  po zejściu lodu. Podstawą jest odpowiednio wytypowane miejsce.






MOJE LESZCZEWE GENESIS

Leszcze lubią dobrze i dużo zjeść, i to bardziej niż mogło mi się wydawać. Wczesną wiosną, kiedy woda robi się cieplejsza, metabolizm ryb staje się szybszy.
Kilka lat wstecz, właśnie wiosenną porą zafascynowała mnie zachłanność leszczy. Moje wyobrażenie o '' szybkim'' metabolizmie ryb w pewnym momencie uległa znacznej zmianie. Z dużym zainteresowaniem obserwowałem sznury bąbli na jednym z pobliskich jezior. Bicie serca wyrażanie wzrosło i można było zauważyć podekscytowanie na twarzy młodego wędkarza. Po powrocie do domu natychmiast spakowałem się na ryby, by ruszyć na drugi dzień na ryby. Świt tego poranka zapowiadał piękny dzień.
Nagle prawie w tym samym miejscu co dnia poprzedniego pojawiły się ponownie leszczowe bąble. Wiedziałem, że to '' ten dzień''. Przyroda pisze jednak jednak własne scenariusze, całkiem odmienne od wędkarskich schematów. Wielokrotne rzuty z koszyczkiem w upatrzone miejsce kończyły się fiaskiem. Długo mógłbym pisać o myślach jakie pojawiały się w mojej wędkarskiej wyobraźni. Będąc spragniony sukcesu, dążąc do niego z całych sił, każdą porażkę odczuwa się dwa razy bardziej . Podczas tej wyprawy przekonałem się o tym, aż zanadto.
Wszyscy wiemy jak bogaty jest rynek wędkarski w zanęty o różnej specyfikacji. Wielu z nas nie wyobraża sobie wypadu na ryby bez markowej zanęty, która wydaje się zawsze atrakcyjniejsza niż wymyślanie czegoś '' swojego''. Jednak moja'' atrakcyjna zanęta '' tym razem nie sprostała zadaniu. Sznury bąbli za każdym razem znikały a mi pozostało tylko czekać.
Czasem możemy długo napatrzeć się na swoją szczytówkę nim przygnie się od potężnego brania leszcza. Cierpliwość jednak popłaca...





ZANĘTOWA TRANSFORMACJA

Mimo przeciwności losu staram się zawsze podwyższać poprzeczkę, której czasem nie mogę udźwignąć. Nowe doświadczenia nad wodą stawiają przede mną kolejne wyzwania, których chętnie się podejmuję. Przez długi czas zastanawiałem, czy winę za przegraną walkę obarczyć siebie, czy źle dobraną mieszankę. Wracałem na owe miejsce kilkadziesiąt razy , sypałem coraz więcej i więcej spożywki i za każdym razem w milczeniu obserwowałem oddalające się po dłuższej chwile leszcze o których tak bardzo marzyłem. Lubię analizować i wyciągać wnioski i tak też zrobiłem tym razem. Wniosek jest prosty – leszcze wciągały niczym jak odkurzacz moją zanętę , po czym lekko podjedzone odpływały szukać dalszej stołówki. Postanowiłem obrać inną taktykę i powrócić z grubszym towarem większego kalibru.
Sporo? 

....a trochę jeszcze dosypie....




ABY SKUTECZNIE ŁOWIĆ, TRZEBA... MYŚLEĆ.

Bardzo lubię łowić na drgającą szczytówkę, ale wykorzystane przeze mię produkty w żaden sposób nie dały się stosować w tej metodzie. Gotowana kukurydza razem z płatkami owsianymi z makaronem tworzyła apetyczny '' posiłek'' na wygłodniałe leszcze. Dodanie do mieszanki oleju rybnego oraz odrobiny mączki rybnej sukcesywnie podniosło skuteczność mojego grubego towaru. Niestety metodą którą mogłem wędkować przy tym nęceniu była tylko i wyłącznie spławikówka, która zaczęła przynosić pierwsze ryby. Całkowicie odmienna, ale co najmniej tak samo skuteczna metoda co drgająca szczytówka, nie dawała mi spokoju. Sam nie wiem dlaczego, ale druga z metod pod pasowała mi bardziej do mojego wędkarskiego gustu i zawsze coś było magicznego w tym drganiu szczytówki, które ciągnęło minę do tej metody. Skutecznie łowiąc na spławił, ciągle miałem w głowie widok wyginającej się szczytówki podczas brania... zacząłem kombinować.
Wspomniane wcześniej sznury bąbli przestawały się oddalać a ryby w najlepsze żerowały w moim zanęconym łowisku. Wziąłem więc na warsztat następujące zagadnienie: jak zmienić grubą zanętę ''pod spławik '' do stosowania w metodzie feeder.



METHOD FEEDER ZAWSZE SKUTECZNY

Do takich wniosków doszedłem po sporej liczbie zasiadek, podczas których terroryzowałem podajnikiem dna pobliskich jezior. Każdy ma jakieś swoje doświadczenia i preferencje. Jeden lubi matchówke, drugi tyczkę, a trzeci wybierze popularny ostatniego czasu method feeder- wybór należy do wędkarzy. Ja wybieram method feeder.
Nowoczesne metody łowienia ryb spokojnego żeru rozwijają się w naszym kraju w ekspresowym tempie, jednak nie można zapominać również o '' starej szkole wędkarstwa'' gdzie stosowało się zanęty między innymi zastosowane prze ze mię, do utrzymania leszczy w moim łowisku. Ja postanowiłem połączyć starą szkołę z nowoczesnością. Tak powstała moja zanęta.



''PRODUKCJĘ'' CZAS ZACZĄĆ

Gdy myślimy o sposobach wabienia ryb, mamy najczęściej na myśli intensywne zapachy. Wychodzimy z założenia, że jak nam się podoba to i rybą przypadnie do gustu. Wiele produktów posiada różne dziwne aromaty, na które złapano więcej wędkarzy niż ryb. Gwarantuje, że w leszczowym łowisku nic nie pachnie truskawką, anyżem, miodem ani popularną wanilią. Od razu nasuwa się pytanie: '' jaki zapach jest poprawny i dlaczego ? '' Sądzicie, że odbiegam od tematu? Nic podobnego. Ten zapach to najważniejsza rzecz w zanęcie na leszcza. Nie wyobrażam sobie nęcenia bohaterów artykułu zanętą bez zapachu mączki rybnej. Oczywiście są sytuacje, kiedy są wyjątki, że biorą na '' coś '' innego ale to natura a ona bywa tak bardzo często nie przewidywalna. Zdanie „ zapach to najważniejsza rzecz w zanęcie na leszcza” nie było pisane bez kozery. To właśnie zapach zanęty jest najważniejszym elementem, nieprawdaż ? Jeśli nie dopasujesz się do gustu ryb- nie połowisz. Pomijając już szczegóły moich degustacji smakowo-zapachowych w leszczowych łowiskach śmiem twierdzić, że mączka rybna najbardziej przypomina naturalny zapach jedzonka grubych leszczy- ślimaków, racicznic i innych skorupiaków. Dopasowanie się zapachem do naturalnego pożywienia, na pewno nie wzburzy zaufania naszych niedoszłych zdobyczy, ponieważ zapach ten nie będzie im obcy. Przy ostrożności większych sztuk warto mieć to na uwadze.
Podstawa mojej zanęty, czyli kukurydza.







Kolejną ważną rzeczą w zanęcie jest ''baza'' w moim przypadku mielona kukurydza w młynku do kawy. Najważniejsza i chyba najskuteczniejsza jest wersja podkiśnięta. W celu wstępnego podkiśnięcia kukurydzy, należy nasze ziarna na 3-4 dni zamoczyć w zimnej wodzie. Biała piana na powierzchni wody i dość nieprzyjemny zapach będzie znakiem skutecznej fermentacji. Kolejną czynnością w przygotowaniu zanęty jest przegotowanie ziaren do ''wstępnej'' miękkości . Proponuje 10-15 minut gotowania na wolnym ogniu i będzie ok. Następnie ziarno odcedzamy ( lepiej zostawić w wodzie kukurydze do dalszej fermentacji na dzień lub dwa ) i następnie pozostaje mielenie na drobne kawałki przy użycia młynka. Tak wygląda baza...

Czy zanęta posiadająca wiele składników jest skuteczniejsza niż wersja uboższa ? Nie znam na to pytanie odpowiedzi, ale ja do mojej mieszanki używam w zasadzie tylko 4 składników. Kukurydza gotowa, po mielona czeka na kolejne składniki. Również nasz atraktor został opisany powyżej czyli tak bardzo ważny ''naturalny zapach'' podany w zanętę w postaci mączki rybnej. Jeśli chodzi o proporcję to piszę wprost : nie ma proporcji. Wszystko dodaje na przysłowiowe oko a leszczy guzik obchodzi czy będzie to 10 czy 15 procent udziału składnika w całej zanęcie.
Nie od dziś wiadomo, że leszcz lubi tłusto, stąd popularne są różne oleje typu olej halibutowy , tuńczyk itp. Ja zastosowałem uniwersalny olej rybny, kupiony w hurtowni z paszami dla trzody chlewnej. Zanęta leszczowa musi po wpadnięciu do wody pozostawiać na tafli jeziora plamę oleju, wtedy mieszanka jest najlepsza. Pozostał trzeci składnik...

Trzecim składnikiem jest śrut kukurydziany lub obojętnie jaki , ważne by był drobno zmielony. Posłuży nam jako '' odwilżenie '' zanęty ? Zapewne obracając się przez wiele lat w gronie wędkarzy, nasłuchaliście się wiele o dowilżaniu zanęty , jednak moja mieszanka potrzebuje produktu który wyciągnie wodę z zmielonej kukurydzy. Do tego celu posłuży nam śrut




NA PRZEKÓR ??

Kluczem do sukcesu wśród wielu wędkarzy jest dobranie odpowiednich proporcji jednak nam te proporcje są zbędne, więc przygotujmy miej więcej na '' oko '' naszą zanętę.

  1. Zmielona kukurydza ( podkiśnięta ) około dwa kilko.
  2. Mączka rybna około 4 łyżki stołowe ( czubate)
  3. olej rybny około pól szklanki 250ml
  4. śrut około garść lub dwie.




KOLEJNY KROK

Nic bardziej prostszego: wsypujemy zmieloną kukurydze do miski wraz z mączką rybną oraz olejem i dokładnie mieszamy. Następnie w celu uzyskania odpowiedniej '' metodowej '' konsystencji wsypujemy powoli odrobinę śrutu, mieszając i sprawdzając spoistość zanęty... myślę,że nawet mało doświadczony wędkarz uzyska szybko wprawę w dodawaniu odpowiedniej ilości naszego '' odwilżacza ''.

Gotowa zanęta do użytku ;


CO DALEJ ?

Nic nie daje większej frajdy niż obalanie mitów. Nasze wędkarstwo to ciągłe eksperymentowanie, gdyby nie to stało by się nasze hobby nudne i przewidywalne. W powyższym artykule przestawiłem swoją '' miksturę '' na spełnianie wędkarskich marzeń. Wam pozostaje tylko wyszukać wcześniej opisanych sznurów bąbli, pod nęcić kilka dni opisaną mieszanką, założyć na hak podkiśnięte ziarnko kukurydzy, wycisnąć zanętę z foremki..... i spełnić swoje marzenia o leszczach z najstarszych roczników, które śnią się wam po nocach.

Teks i Fot. Patryk Gadomski

Nęcimy...
Łowimy...
Wypuszczamy ;-)


P.S
FILMY KTÓRY PRZEDSTAWIA WYKONANIE ZANĘTY KROK PO KROKU ZNAJDUJĄ SIĘ RÓWNIEŻ NA NASZYM KANALE WĘDKARSKI.
NA BLOGU WYSTARCZY KLIKNĄĆ ''PLAY'' W IKONKĘ PONIŻEJ. ZAPRASZAM


""Ilościowe obławianie drobnej ryby z użyciem zanęt Niwa""

Osoby które nie miały do czynienia wcześniej z zanętami od firmy Niwa znajdą w poniższym wpisie jeden z kilku ""przepisów"" na mieszanką zanętową, która posłużyła nam do ilościowego obławiania wody Pzw z użyciem klasycznego koszyczka zanętowego. Trening miał na celu przetrenowanie szybkościowego i ilościowego łowienia drobnego leszczyka oraz płoci. Naszym celem było złowienie jak największej ""ogólnej wagi ryb"" która dała by nam szanse powalczyć o dobre miejsce podczas zawodów wędkarskich w metodzie klasyczny feeder. Autor wpisu zaznacza, że poniższy opis ""towaru"" nie ma na celu przedstawiania cudownego połączenia zanęt i komponentów. Opis trening z dn. 19 czerwca 2018 to tylko i wyłącznie podsumowanie, analiza i wyciągnięcie wniosków z wędkowania przy użyciu konkretnej zanęty firmowej.


Łowisko:
Nasz trening przeprowadziliśmy na wodzie Pzw o powierzchni około 200 hektarów z bogatym rybostanem. Charakterystyczne na łowiska wypłycanie oraz muliste dno to świetne ""stołówki"" drobnego leszcza, płoci oraz karasi, które osiągają tu naprawdę spore rozmiary. W zbiorniku znajdziemy wiele innych gatunków ryb spokojnego żeru oraz drapieżniki – w tym sum. Wytypowaliśmy dwa miejsca o głębokości sięgającej lekko ponad pół metra w której nie występuje roślinność podwodna oraz inne podwodne przeszkody. Warto zaznaczyć, że w łowisku nie występuję uklejka, która z pewnością niezle mogłaby namieszać w naszym treningu.

Nasz Cel:
Naszym celem jest uzyskanie jak najlepszej ogólnej wagi w przeciągu około 5 godzin od momentu zarzucenia zestawu do wody. Zbiornik w porze letnie zdominował drobny leszcz- bardzo drobny w przedziale 20-stu paru centymetrów. Postanowiliśmy nastawić się na gatunek, który da nam sporą ilość ryb w nie najgorszej wadze – nastawiliśmy się na połów w którym około 90 procent ryb stanowić będzie ww. drobny leszczyk. Idealne łowisko by potrenować szybkość łowienia, które może mieć kluczowe znaczenie w zawodach na wodzie o bardzo dużej ilośći drobnej ryby.

Nasze stanowiska:
Wytypowaliśmy dwa miejsca oddalone od siebie o około 15-20 metrów i oboje postanowiliśmy łowić na dystansie nie przekraczającym 20 metrów. Łowisko jest ""przepełnione"" drobnicą więć nie trzeba jej szykać daleko – stąd taki dystans a nie inny. Wiadomo IM BLIŻEJ, TYM SZYBSZY HOL ITD....


Zanęta:
Feeder Extreme ( 0,5 litra )
Leszcz duży Extreme ( 1 litr )
Caramel od MVDE ( około 150ml )
Parzona Pinka ( 150 ml )
Słodka kukurydza ( 150 ml)
Glina rozpraszająca ( 1 litr )
Zdecydowaliśmy się na zanętę Niwa z serii EXTREME której komponenty, smaki i aromaty zostały dostosowane
 do preferencji poszczególnych gatunków ryb lub do różnych rodzai łowisk.


Wykonanie zanęty ( my przygotowaliśmy towar dzień wcześniej)
Łączymy ze sobą ""feeder"" oraz ""leszcz duży"" w proporcji 1 do 2 na korzyść leszcza. Do zmieszanej zanęty dosypujemy 150 ml Caramelu, który stanowi około 5 procent całej objętości mieszanki. Wszystko razem ze sobą mieszamy i dowilżamy na dwa razy. Przyjmuję się, że jeden kilogram zanęty Niwa ""pije"" około 250 ml wody więc w celu optymalnego odwilżenia zanęty zważyliśmy nasze póltora litra + Caramel i wyszła nam waga około 750 gram ( tyle waży 1,5 litra suchej zanęty ) Aby odpowiednio domoczyć naszą mieszankę przeliczyliśmy ile potrzebujemy wody do optymalnego dowilżenia – wyszło około 190 ml na 750 gram suchej zanęty. ( Uwaga! Podane proporcje dozowania wody tyczą się tylko zanęt Niwa, która pije wyjątkowo mniej wody niż inne mieszanki spożywcze.) Postanowiliśmy towar po wstępnym namoczeniu przetrzeć przed sito około 2-3 mm - choć w feederze nie jest to potrzebne tak bardzo jak w spławiku jednak na pewno nie zaszkodzi. W osobnym pojemniku zraszamy atomizerem delikatnie gline, którą łączymy w stosunku 1 do 3 na korzyść zanęty z dodatkami w postaci parzonej pinki i kukurydzy. Ważną rzeczą jest zroszenie gliny wodą ponieważ gdybyśmy łączyli wilgotną zanętę z suchą glina – glina wyciągnie wodę i zanęta będzie zbyt sucha. Następnie wsypujemy do wiaderka gline i na nią naszą zanętę ( nigdy nie odwrotnie ) Wszystko razem mieszamyy i po raz drugi przecieramy przez sito. Dosypujemy pinkę oraz kukurydze. GOTOWE.
WAŻNE – podane proporcję mogą minimalnie odbiegać od rzeczywistych wartośći, które podaliśmy. Wagi i objętości podajemy z małymi ""widełkami"" i marginesem błędu
Nasz towar wykonaliśmy w dzień poprzedzający trening.
Warto starannie odmierzyć proporcje w celu uzyskania zanęty IDEALNEJ.


Dokładnie mieszanie zanęty z komponentami to podstawa.

Przesiana zanęta jest bardziej ''pulchna'' , choć w feederze to nie jest aż tak istotne jak w metodzie spławikowej.

Na koniec robactwo oraz  kukurydzai  ponownie mieszamy. Tym razem po raz ostatni ;-)

Gotowa mieszanka w całej okazałości.

Wędkowanie:
Od samego początku łowiliśmy ramię w ramię wyciągając z wody rybę za rybą. Tak jak zakładaliśmy w nasze siatki trafiły drobne leszczyki i pojedyncze plotki. W pierwszej części po około 2-3 godzinach nasz wynik był prawie identyczny. Koniec końców wygrałem nasze ""mini zawody"" uzyskując wynik 7.515 kg. Mój towarzysz i partner treningowy Sebastian "" zepsuł "" drugą część naszej rywalizacji i jego wynik zatrzymał się na około 5,5 kilo. Oboje stosowaliśmy ten sam towar, który dał nam przyzwoicie połowić ( podłóg innych zawodów na tej wodzie) Towar Niwa z serii Extreme nie zawiódł nas jednak warto zmodyfikować minimalnie jego skład i następnym razem powalczyć o dyszkę na wadzę. Co zmodyfikować i dlaczego ? Przeczytajcie nasze wnioski i zmiany na przyszłość ....
Na koniec naszego wspólnego treningu ważymy swoje ryby.
7.515 to wynik numer jeden. Mogło być lepiej!

Wszystkie ryby wypuszczamy do wody!

Wnioski i zmiany na przyszłość:
1.Pierwsza część wędkowania to wstępne nęcenie większym koszykiem i wędkowanie ( donęcenia) bardzo mały koszykiem od Browninga o gramaturze 5 gram. Moim zdanie przy tym sporym rybostanie warto jednak stosować dużo większe kosze i podawać więcej towaru w łowisko.
2.Aby nie przynęcić miejscówki i regularnie obławiać drobnice do naszej mieszanki zanętowej dodał bym tylko i wyłącznie więcej gliny, która stanowiła by 2/3 ogólnego towaru. Być może warto stosować glinę i zanętę w stosunku pół na pól. Pytań sporo, kiedyś na nie odpowiemy...
3.Opisując powyżej ""wędkowanie"" celowo napisałem, że Seba zepsuł końcówkę naszego trening. Czas odpowiedzieć dlaczego.... Ja i Sebastian mieliśmy problem z zacięciem ryb. Praktycznie w tym samym czasie pudłowaliśmy. Jedna ja wydłużyłem przypon do 55 centymetrów z 35 a Sebastian pozostał przy 35. Długość przyponu a co za tym idzie poprawne zacinanie ryb w tempo zadecydowało. Ja łowiłem... a kolega który mi towarzyszył pudłował kolejne zacięcia. Warto kombinować z długością przyponu...
4.Ryby reagowały najlepiej na 3-4 białe robaki ( nie barwione )...
5.Po wstępnym zanęceniu ( 5-7 koszyków ) natychmiast występowały brania. Być może nie potrzebnie traciliśmy czas na wstępne donęcenie i można było "" punktować "" od pierwszego rzutu bez nęcenia na wstępie.

Prolog:
Za jakiś czas wrócimy z zanętami Niwa i zmodyfikowaną naszą mieszanką poprzez wyciągnięte wnioski z wyżej opisanego treningu. Oboje zgodnie na koniec stwierdziliśmy, że nasze wyniki mogły być dużo lepsze. Wnioski wyciągnięte – za jakiś czas wracamy w to samo łowisko.....

WAŻNE!
PODCZAS TEGO TYPU TRENINGU KTÓRY OPISALIŚMY POWYŻEJ TRZYMAJCIE RYBY W BARDZO DŁUGICH SIATKACH. WYSOKA TEMPERATURA WODY ROBI SWOJE I NIE KORZYSTNIE WPŁYWA NA ŻYWOTNOŚĆ PRZETRZYMYWANYCH RYB. POZDRAWIAM...
TEKST I FOT. PATRYK GADOMSKI.



P.S
Film na YouTube o Karasiach Srebrzystych z tej samej wody, które złowiliśmy wiosną 2018. Wystarczy klikną ikonkę ''PLAY''... Film jest udostępniony w dwóch częściach.




niedziela, 22 kwietnia 2018

''Porażka nie czyni przegranym''

Ile ja się namieszałem tej zanęty w swoim życiu ;-)
Co prawda rzadko kiedy stosuję tyle towaru do zanęcania jak ostatniego razu podczas treningu który miał na celu wyselekcjonowanie płoci w łowisku z przewagą krąpia i drobnego leszczyka.
Warto zaznaczyć, że metoda którą łowiłem to feeder - klasyk. Przyznam się bez bicia, że za dużo naoglądałem się GórkaTV ;-)
Wnioski wyciągnięte, trening przeanalizowany.
Mówią ''Porażka nie czyni przegranym'' I wiecie co ? Coś w tym jest!

Autor podczas kręcenia ''towaru''.
Nasz niedawny trening na pobliskim jeziorku ( z przewagą krąpia i drobnego leszczyka ) miał na celu wyselekcjonowanie płoci. Pisząc ''selekcja'' mam na myśli to by przynajmniej 90 procent złowionych ryb stanowiła czerwonooka piękność. Jeśli chodzi o wielkość, to nie sięgaliśmy po duże ryby. Naszym celem była Rutilus rutilus bez znaczenia na rozmiar. Kilku godzinne wędkowanie miało również na celu sprawdzenie pewnego połączenia dwóch rodzai zanęt z ziemią, konopiami oraz pinką. Połączenie tego typu towaru nie było mi jednak obce, ponieważ nie raz łowiłem na tą mieszankę. Dzisiejsze zanęcanie i donęcanie łowiska to zupełnie inna bajka niż ww. wcześniejsze doświadczenia. Dlaczego ? Ogólna waga towaru diametralnie wzrosła – i to kilka krotnie niż do tej pory! Nigdy jeszcze nie sypałem tyle towaru do wody łowiąc na klasyczny feeder.
Przeczytajcie skład mojej zanęty...

1.Zanęta Niva GrandPrix – 0,5 kg
2.Zanęta Niva Płoć – 0,5 kg
3.Ziemia Bełchatowska – 2kg
4.Konopie ( gotowane ) około 0,3 kg
5.Parzona pinka około 200 ml

Wykonanie:
Na dzisiejsze wędkowanie przygotowałem 1 kg zenęty składającej się z GP oraz Płoci wymieszanej ze sobą w stosunku 1:1 czyli po 500 gram każdej. Wszystko dokładnie mieszam dolewając 250 ml mleczka z gotujących się konopi. Dowilżam zanęte na kilka razy stopniowo dolewając mleczka konopnego i po 15 minutach ''odpoczynku'' zanęta trafia na sito. W międzyczasie przesiewam ziemie... Połączone dwa rodzaje zanęt oraz odpowiednio domoczone i przesiane dzielą na dwie części. Do jednej części dodaję ziemi w stosunku 1:1 i około 3/4 konopi i pinki. Do drugiej części z kolei dorzucam większość ziemi bełchatowskiej w stosunku 1:3 na korzyść ziemi – plus reszta robactwa i konopi. Mam w ten sposób do dyspozycji dwie kuwetki z towarem różnej. Jedna kuweta z większą ilością ziemi posłuży mi głównie do wstępnego nęcenia ( na marker ) Z kolei druga będzie podawana w koszyku (i klipsie) i będzie miała za zadanie podać w łowisku więcej grubych kasków i ściągnąć ryby w punkt...

PISZĄĆ MIEJ SKOMPLIKOWANIE...
TOWAR GDZIE JEST WIĘCEJ ZIEMI TWORZYĆ BĘDZIE W ŁOWISKU STÓŁ
A DRUGI STWORZY ''TALERZ'' NA KTÓRYM POJAWI SIĘ MIĘDZY INNYMI MÓJ HACZYK. ;-)
Mój ''talerz'' który miał skupić płocie w moim miejscu gdzie podstępnie umieściłem hak z przynętą.

Wędkowanie oraz wnioski.....
Na początku mojego wędkowania oznaczyłem swoje łowisko markerem. Z mieszanki uboższej skleiłem kilka kul które posłałem na oznaczoną odległość. Trzeba przyznać, że było tego sporo. Każda kula była dociśnięta z inną siłą by regulować choć minimalnie ich rozpad na dnie....
Resztę towaru podsyłałem koszykiem co 5 minut...Dlaczego 5 minut ? Sprawdziłem w akwarium dzień wcześniej, że tyle trwa smużenie z mojego mini koszyka. Zależało mi na utrzymaniu w łowisku smugi zanętowej którą płocie lubią i chętnie w niej żerują. Na hak powędrowała pinka lub biały robak i nic poza tym.
Sebastian - wyznawca wędkarstwa które jest spoko! ;-)

Przyznam szczerze, że podpatrzyłem trochę ten sposób zanęcania od wędkarzy spławikowych. Po wielu artykułach i filmach nabrałem chęci na sprawdzenie tej metody w klasycznym feederze.
No cóż, ani moje ani Seby wyniki nie zadowalały. Fakt faktem udało nam się wyselekcjonować płocie w stu procentach jednak były one bardzo małe a i ilość nie pozwalała by na walkę o dobre miejsce w zawodach. Płocie to trochę za dużo powiedziane.... ;-)
Jednak kolejna lekcja za nami oraz wyciągnięte wnioski. Na pewno jeszcze połowimy tym sposobem w celu głębszej analizy poprzez skonfrontowanie ze sobą kilku wypadów o tej samej taktyce. Warto potrenować i przetestować dany sposób w różnych warunkach, łowiskach oraz porze dnia i roku. Dopiero wtedy możemy stwierdzić co dobre i skuteczne a co nie jest warte zachodu.....

Trening zaliczony i choć z marnym skutkiem wszystko opisujemy ;-)
Nie zawsze się wygrywa...............

Autor Patryk Gadomski


Nasz film na YouTube który przedstawia selekcje większej płoci w wiślanym porcie. Zapraszamy!

sobota, 17 marca 2018


''Feeder - gdzie wiosną biorą ryby ''



Wiosenna atmosfera zachęca do wypraw z feederem nad wodę. Pierwsze cieplejsze promienie słońca pobudzają do działania. Po zimowy przestoju ruszamy pełni nadzieje nad wodę by poczuć pierwsze wiosenne ryby. Nie potrzeba wiele sprzętu. Ograniczam się do minimum i zabieram ze sobą tylko i wyłącznie najbardziej potrzebny ekwipunek. Oczywiście od pierwszych wypraw konsekwentnie zapisuje mój notatnik wędkarski który jest moim magicznym '' kluczem '' do sukcesu. Ważne są również odpowiednio wytypowane miejscówki - a w zasadzie z wiosny to miejsce jest najważniejsze.
Nic tak nie cieszy jak pierwsze wiosenne leszcze. Jeden po drugim to podwójna radość ;-)

WIOSNA – CZAS PŁYTKIEJ WODY.


Dawno temu kiedy byłem młodszy nie zwracałem uwagi na to gdzie łowie. Ważne było by był wygodny brzeg a co w wodzie to nie było nie istotne. Na szczęście ''dojrzałem'' wędkarsko i w mojej głowie pojawiła się ANALIZA moich porażek nad wodą. Częste powroty z ryb o kiju zniechęcały i zawsze czułem się podłamany. Odechciewało mi się wędkarstwa w jednej chwili. Na szczęście obserwacja wody otworzyła mi oczy i przede wszystkim umysł. Dziś wiem, że wiosna to czas płytkich zatoczek i nie szukam nic innego. Najfajniejsze jest to, że w takich płytkich zatokach znajdziemy każdy gatunek ryb żyjący w danym akwenie.
Po długiej zimie nastał czas zieleni.

PŁOĆ CZYLI COŚ NA PIERWSZY OGIEŃ.

Czerwonooka piękność ( rybka oczywiście )

Pierwszym gatunkiem na jaki poluje jest czerwonooka piękność zwana PŁOCIĄ. Wiosna to moim zdaniem największa szansa na wędkarskie emocje podczas holu przyzwoitej ''płotki''. Łowienie może być proste, by nie powiedzieć banalne. Uniwersalny bat z najprostszym zestawem będzie już na płoć skuteczną bronią. Delikatny spławik kołyszący się na fali tuż nieopodal trzcinki – chyba każdy to wyobraża sobie w tej chwili. Jednak nie o spławikówce piszemy więc odpowiedzmy sobie jak upolować płoć na drgającą szczytówkę wiosenną porą. Wybierając moje pierwsze stanowisko kieruje się tym co jest pod wodą. Przedstawię pokrótce gdzie i czym kierować się w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na położenie feeder owego zestawu. Pierwszym kluczowym aspektem jak pisałem powyzej jest łowienie w płytkiej zatoczce która pierwsza budzi się z zimowego snu. Głębokość łowiska tego typu najczęściej wynosi do 2 – 3 metrów głębokości. Budowy jezioro są różne ale jeśli na danym zbiorniku mamy jedną zatoczkę to mamy stuprocentowe miejsce. Jednakże problem pojawia się kiedy owych zatoczek jest więcej. Którą wtedy wybrać ? Odpowiedz nie jest już taka prosta. Obserwując ruch słońca w ciągu dnia zaobserwujemy która z nich jest najdłużej nasłoneczniona. Klasyczny przykład: ciepło pada na ''coś'' a więc ''coś'' robi się cieplejsze ze względu na nagrzewanie się itp. Podany przykład jest banalny lecz wszystko na tej samej zasadzie działa w przyrodzie. Podsumowując wybierać należy zatoczkę która jest najbardziej nasłoneczniona w ciągu dnia. Obserwacja ruch słońca oraz padania promieni słonecznych z pewnością wskaże nam najbardziej odpowiednią część jeziora. W taką zatoczkę kładę swój płociowy zestaw od kiedy temperatura wody wynosi około 5 stopni czyli tuż po zejściu lodu.

WIOSENNA PŁOĆ NIE KONIECZNIE Z DALEKA.


Małe jest również piękne.
Płocie to pierwsze ryby które będą pobierać pokarm tuż po zejściu lodu a w zasadzie one wcale nie przestały.
 W końcu podwyższona temperatura wody ożywia obumarłą wodę a co za tym idzie zwiększa się menu w stołówce jeziorowych ryb. Zjawisko to można zaobserwować bardzo dobrze na przykładzie czerwonookiej która penetruje strefę przybrzeżną wody od razu po zejściu lodowej tafli.
 Celowo napisałem STREFĘ PRZYBRZEŻNĄ
gdyż tam najszybciej złowimy pierwsze ryby.
W wodach stojących zaczynam wędkowanie
 feederem na  ekstremalnie bliskich dystansach.
Czasem uda się złowić więcej niż jednego malca.

 Zaklipsowane 15 metrów często starcza by obłowić jakieś większe stadko płotek. Nie kombinujmy z odległością – często wiosenne ryby mam tuż pod nogami! Zwróćcie uwagę na lekki spadek dna, kępę trzcinek, zatopione krzaki – idealne stołówki dla wiosennych płoci. Nie piszę już o wlocie cieplejszej rzeczki do jeziora który stanowi dopływ bo myślę, że każdy wie o tym jak dobre to miejsce(z wiosny)


RZECZNY PORT ORAZ KANAŁ.

Nie ulega wątpliwości, że port oraz kanał będzie jeszcze lepszym łowiskiem pierwszych ryb niż
woda stojąca. Można powiedzieć, że warto zacząć sezon od takich zbiorników lecz dzisiejszy wpis chciałbym dedykować wędkarzom jeziorowym. Struktura dna jeziora oraz zasobność w świeże pożywienie z pewnością da nam również dobre wyniki. Pamiętajmy tylko o powyższych wskazówkach i dopasujmy z tysiąca smaków i zapachów odpowiedni towar pod łowisko. O zatowarowaniu koszyczka, wędziskach oraz zestawach napisz więcej w
kolejnych wpisach a teraz przejdźmy płynnie do pana Leszcza czyli króla strefy przydennej. Dostojnego króla za którym uganiam się od kiedy temperatura wody podskoczy o kilka kresek powyżej zera. Ach, ten to dopiero rozbudza moje wędkarskie marzenia......

Pan Leszcz - wczesnowiosenny smakosz białego robaka.

MAGICZNE 8 STOPNI.


Prowadzenie notatnika daje nam wiele wskazówek. Nad wodę nie ruszam się bez termometru i dzięki temu mogę orientacyjnie określić od jakiej temperatury zaczyna się większe żerowanie leszczy. Czytając podtytuł z pewnością domyślacie się, że jest to 8 stopni. Nic bardziej mylnego! Zakładając, że temperatura wody wynosi 8 kresek powyżej zera ponownie siadamy ze sprzętem w najpłytszą i najbardziej nasłonecznioną część jeziora i tam polujemy na króla. Ważna i istotna rzecz która diametralnie zmienia się i odróżnia wiosenną miejscówkę na leszcze od miejsca na płoć jest odległość na której będziemy łowić. Wiosenne łowienie leszczy to super okres na pobijanie rekordów! Najczęściej leszcze z wiosny łowię delikatnie na odległości około 30 do 40 metrów od brzegu. Miejsca które za jakiś czas zarosną bujną roślinnością to rasowe stanowiska leszczy w okresie przed tarłem. Obumarłe resztki roślinności dają wiele pokarmu które leszcze z wielką ochotą wybierają a i samymi obumarłymi szczątkami roślin z pewnością nie pogardzą. Warto o poranku i tuż przed zmrokiem obserwować taflę wody – idealne lustro wskaże nam podpowiedz gdzie leszcze ryją za pożywieniem. Domyślacie się z pewnością, że mam na myśli bomblowanie na powierzchni wody. Jednak zwróćmy uwagę czy aby nie bombluje ciągle idealnie w tym samym miejscu – to gazy z wydobywające się z dna jeziora. Leszczowe bomblowanie jak i każde inny pochodzące od ryb z pewnością będzie się przemieszczać. Jeżeli zaobserwujemy częste bomblowanie na stosunkowe niewielkiej powierzchni to znak, że pod wodą są jakieś smakołyki. Warto i należy obserwować co mówi do nas jezioro lecz należy jeszcze zrozumieć język w którym otrzymujemy wskazówki. Cierpliwość w dążeniu do celu niech będzie naszym sprzymierzeńcem.


MATKA NATURA...


Delikatnie wypięcie ....
W wymienionej powyżej zatoczce można spotkać naprawdę duże leszcze. Nikt i nic nie zmieni natury i za kilka tygodni w takiej zatoczce będzie masa różnego rodzaju roślin na których leszcze złożą ikrę. Kiedy poświęcimy trochę czasu w ciągu roku na wysondowanie i obserwację wody możemy na tym wiele skorzystać w przyszłości. Wiosenne łowisko leszczy to przyszłe tarliska i jest duże... a nawet bardzo duże prawdopodobieństwo , że co roku w tym samym miejscu leszcze będą odbywać tarło.
...szybkie foto i do wody!
Leszcz zalicza się do ryb płochliwych i złowić duże egzemplarze nie jest wcale łatwo. Mamy bardzo dużą przewagę wiosną ponieważ brassen traci cały zdrowy rozsądek i kieruje nim matka natura. W zatoczce krążą całe stada wygłodniałych leszczy w różnych wielkościach i możemy złowić naprawdę duże sztuki. Jestem zauroczony tym gatunkiem ryb i poluje na niej od temperatury wody około 8 stopni aż do około 17 – wtedy leszcze zaczynają tarło a ja odpuszczam i nie ingeruje w matkę naturę.


''PRZYSZEDŁ MAJ PACHNIAŁA SASKA KĘMPA....''



Czy ta samiczka nie jest piękna?
W maju łowię leszcze ale czasem przychodzi taki czas , że w tym miesiącu zaczyna się tarło …
Pamiętajmy, że czas który przypada na tarło zależy od temperatury wody. Często można spotkać opinię, że leszcz trze się w czerwcu. Fakt często tak jest ale i często zdarza się, że 17 stopni woda uzyskuje dużo szybciej lub dużo później. Nie ma czegoś takiego jak miesiąc w którym trze się dany gatunek. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od powierzchniowej temperatury wody. Kiedy przychodzi okres temperatury wody w granicach 17 do 20 stopni nasza zatoczka powinna wrzeć od tarła różnych gatunków – pomijając płoć która trze się szybciej. Jeżeli śledzimy i pomiar-ujemy temperaturę wody możemy tuż przed tarłem leszcza zapolować na lina które co prawda będzie tarł się chwilę później niż leszcz ale... No właśnie jakie ale ? Podczas tarła tego drugiego o linach możemy zapomnieć. Pamiętam jak jednego roku polowałem na liny a leszcze trochę odpuściłem. Prosiaczki brały świetnie w zatoczce. Tak tej samej o której czytacie cały czas. Sporo brań i sporo ryb do czasy gdy woda zaczęła buzować od harców leszczy. Piękne wiosenne liny wyniosły się w mgnieniu oka po czym po tarle leszcza same zaczęły swoje miłosne zabawy.. Wykorzystajmy wiosenny czas przed tarłem na 100 procent bo po nim mam miesiąc '' martwej'' wody i wędkarskiego przestoju.
Tekst i fot. Patryk Gadomski
Autor i majowe liny.


Zapraszamy na nasz kanał i film o tematyce wiosennej miejscówki - https://www.youtube.com/watch?v=9WrYLuxf9zs&t=551s

''Biały robak - przynęta żywa, choć przez śmierć powstała''

Autor w towarzystwie gangu biały, uwięzionych w opakowaniu ;-) Czytając tytuł można mieć nie lada rozterki. O co chodzi? Przynęta...